Rekord nie do pobicia? 81 lat temu Wilimowski trafił dziesięć razy

2020-05-21, 13:18

Rekord nie do pobicia? 81 lat temu Wilimowski trafił dziesięć razy
Ernest Wilimowski zdobywa bramkę. Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe/Czesław Datka

20 maja 1939 roku Ernest Wilimowski zapisał się w historii polskiej piłki rekordem, który wydaje się niemożliwy do pobicia. 10 goli, które strzelił w spotkaniu z Unionem-Touring Łódź, pozostaje jednym z najbardziej niesamowitych wyczynów naszego sportu.

Wielu kibiców polskiej piłki może do dziś zastanawiać się, czy Ernest Wilimowski był najwybitniejszym piłkarzem w naszej historii. Oczywiście na to pytanie nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ futbol przeszedł od tamtych czasów metamorfozę, po której wspólnych punktów pozostało już niewiele. Ale legenda tej postaci pozostaje żywa do dziś.

Świat usłyszał o nim 5 czerwca 1938, kiedy Polska mierzyła się z Brazylią w 1/8 finału mistrzostw świata. Po pierwszej połowie biało-czerwoni przegrywali 1:3. W drugiej Ernest Wilimowski rozpoczął swój popis. 6 minut zajęło mu doprowadzenie do remisu, później trafił jeszcze dwukrotnie. I choć spotkanie zakończyło się porażką, to do dziś jest wymieniane wśród najlepszych w historii naszej reprezentacji. 

To jednak niecały rok później Wilimowski zrobił coś, czego żaden z biegających po polskich boiskach graczy nie zdołał powtórzyć - przynajmniej na najwyższym poziomie rozgrywkowym. 

21 maja 1939 roku Ruch Chorzów podejmował na własnym boisku Union-Touring Łódź. Przed spotkaniem nad miastem przeszła ulewa, a murawa przypominała grzęzawisko. Nie przeszkadzało to jednak "Eziemu", który hat-tricka skompletował już w pierwszych 45 minutach. W drugiej połowie ośmieszył defensywę gości jeszcze bardziej, w sumie pokonując bramkarza aż dziesięć razy. Mecz kończy się wynikiem 12:1. 

Wyczyn Wilimowskiego nie podoba się jednak wszystkim. Część ówczesnych mediów, z którymi piłkarz był skonfliktowany, krytykuje go za "cyrkowe sztuczki i za mało pomocy sąsiadom". Nie zmienia to w niczym skali jego osiągnięcia.

Losy piłkarza po II Wojnie Światowej do dziś budzą kontrowersje. Po wybuchu wojny piłkarz podpisał Volkslistę. W 1940 roku wyjechał w głąb Rzeszy, by grać w tamtejszych klubach. "Ezi" utrzymywał, że nie znał się na polityce, chciał tylko grać, a w okupowanej Polsce rozgrywki ligowe były zabronione. W kadrze niemieckiej zagrał osiem razy, zdobył 13 bramek. Z TSV Monachium zdobył Puchar Niemiec. 

Po zakończeniu II wojny światowej Wilimowski pozostał w Niemczech. W piłkę grał do 1959 roku. Zapytany przez Kazimierza Górskiego, dlaczego nie wrócił do kraju, miał odpowiedzieć: "bałem się". Przez propagandę PRL został właściwie zapomniany, jego nazwisko było pomijane. 

Polecane

Wróć do strony głównej